Falasarna to mała kreteńska wieś skryta w objęciach góry, to rzymskie ruiny, to również jedna z najpiękniejszych plaż na wyspie. I to właśnie ona w jakiś szczególny sposób zapisała się w mojej pamięci i sercu. Nie Balos i nie Chania, nie Elafonisi i nie Samaria, tylko właśnie Falasarna.
Podczas dwutygodniowego pobytu na Krecie powracaliśmy w to miejsce kilkukrotnie. Samochodem osobowym, autobusem, niezawodnym Suzuki Jimny 4x4, a nawet częściowo na piechotę. Wystarczy w Kissamos/Kastelli wsiąść do lokalnego środka transportu, by po kilkunastu minutach w miejscowości Platanos, odbić w prawo, a następnie drogowymi serpentynami w dół, dotrzeć do celu. I tu ważna informacja dla tych, którzy w pełni chcieliby zachwycić się tym miejscem - do Falasarny trzeba przybyć koniecznie w godzinach przedpołudniowych, kiedy słońce operuje zza pleców, a widok mieniącego się wszystkimi odcieniami błękitu morza, powala na kolana.
Oprócz absolutnie genialnej tafli wody, długiej i gigantycznie szerokiej plaży, mamy tutaj również górskie zbocza, pola uprawne, zielone gaje oliwne i liczne plantacje pomidorów (szklarnie niestety szpecą ten uroczy krajobraz). Falasarna widziana z góry, wieczorową porą, sprawia wrażanie miejsca o wiele mniejszego niż jest w rzeczywistości i bardzo przytulnego. Przycupnięte wśród pachnących roślin i gajów oliwnych małe tawerny oraz niewielkie hoteliki, zapraszają w bardzo dyskretny sposób na wymarzoną kolację. Mrugające światła, zapach palonego drewna i śpiew cykad... To wszystko buduje cudowną i niepowtarzalną atmosferę.
Ale po kolei. Zwiedzanie połączone z kąpielą wodno-słoneczną warto rozpocząć w południowej części plaży, i jak już wspomniałem, najlepiej w godzinach porannych. Stając na niewielkich wydmach a następnie na ostrych krawędziach skał, kierując twarz ku północy, znajdujemy się w najbardziej "fotogenicznym" miejscu Falasarny. W tym właśnie zakątku większość urlopowiczów pozuje do zdjęć... I nie ma się co dziwić, sam skusiłem się na fotografię:)
Kilka metrów w lewo i w dół, od miejsca, w którym właśnie stoję (na fotografii), znajdziecie malutką zatoczkę z pięknym różowym piaseczkiem. Warto nadmienić, iż Falasarna rozciąga się wzdłuż otwartego morza, a więc mieszają się tutaj prądy morskie, co powoduje, iż temperatura wody, nawet w czasie wakacyjnych miesięcy "nie zachwyca, a wręcz mocno orzeźwia":) Po kilkugodzinnym opalaniu warto udać się wzdłuż głównej plaży w kierunku północnym. Koniec publicznej, piaszczystej plaży jest jednocześnie początkiem kolejnych, małych i kamienistych zatoczek. Pierwsza z nich jest ulubionym miejscem nudystów. Cóż... Jakoś trzeba to przeżyć i iść dalej:)
Dopiero będąc w tym miejscu można docenić, jak wielkie jest znajdujące się po naszej prawej stronie zbocze. Ponad głowami, na niewysokim ale stromym urwisku skalnym, skrywa się kilka hotelików i klimatycznych tawern. W jednej z nich warto na kilka dłuższych chwil przysiąść przy karafce lokalnego wina i spojrzeć raz jeszcze na Falasarnę. Tym razem jednak z innej perspektywy, z północy w kierunku południowym...
Po relaksującej przerwie, kiedy wino nieco zacznie szumieć w głowach, można obrać następujące kierunki zwiedzania: rzymskie ruiny wysunięte najdalej na północ lub spacer powrotny przez wioseczkę, wśród oliwnych gajów, plantacji pomidorów w towarzystwie wszechobecnych i przesympatycznych kóz. Podczas spaceru koniecznie zahaczcie o sklep, w którym za nieco zawyżoną cenę, kupicie oliwę z pierwszego tłocznia oraz zrywane wprost z drzewka, różnokolorowe oliwki. Z Falasarny rzecz jasna!
Miejsce to słynie jeszcze z jednej, przepięknej rzeczy... A mianowicie, z niezapomnianych i spektakularnych zachodów słońca. Zafascynowani spektaklem, który zapewne zwieńczy Wasz pobyt w tym wyjątkowym i przepięknym zakątku Krety, nie zapomnijcie, że ostatni autobus w kierunku "cywilizacji" odjeżdża stąd o 20:30:)
Życzę pięknego dnia na Falasarnie i wielu niezapomnianych, romantycznych, a być może wzruszających wspomnień... Moje właśnie takie są...