Kreta - Elafonisi / Krętą drogą do raju
Kończyliśmy właśnie pałaszować śniadanie, kiedy to
na hotelowy
parking w Kissamos wjechał nasz nowy środek transportu na najbliższe
dni - pięknie wypolerowany, srebrny Fiat Panda:) Zgodnie z umową słowną,
wewnątrz oprócz standardowego wyposażenia, czekały na nas płyty CD z muzyką
instrumentalną (a'la Vangelis). Jako, iż Ania cierpi na chorobę lokomocyjną z
najcięższymi, możliwymi jej objawami, z góry było wiadomo, kto zostanie
kierowcą w dniu dzisiejszym. Oczywiście, że... Ania. Choroba ustępuje, kiedy
tylko zasiądzie za kierownicą. No cóż...
To nasza pierwsza trasa wypożyczonym samochodem po
kreteńskiej ziemi. Wiemy tylko, że przed nami genialna i przepiękna (tak mówią
przewodniki) droga wiodąca zachodnim wybrzeżem, na południe wyspy, do rajskiej
plaży Elafonisi. Zatem, sprzęgło, jedynka i włączamy się do ruchu:) Wystartowaliśmy ku nowej przygodzie tą samą, dobrze nam znaną drogą, która wiedzie w kierunku Falasarny. Na
ówczesnym etapie, nie mieliśmy bladego pojęcia, że 55 kilometrowy odcinek drogi
przyjdzie nam jechać niemalże trzy godziny. Jak się później okazało,
pokonywanie górzystych i krętych odcinków Krety, zajmuje sporą część każdej
wyprawy.
Po przebyciu zaledwie kilkunastu kilometrów
następuje zamiana kierowców - dalszą część drogi prowadzę ja. Panda ze swoim
małym, litrowym silniczkiem zupełnie nie daje rady. Cały czas tylko jedynka,
dwójka, trójka, redukcja, dwójka, redukcja, jedynka i tak przez kilka godzin.
Ania siedząca na miejscu pasażera przypomina Czesia z kreskówki "Włatcy
Móch". Jest zielona!!! Możliwość postrzegania przepięknych okoliczności
przyrody z miejsca kierowcy, staje się mocno ograniczona. Nie mogę zatem w pełni
nacieszyć się widokiem skał stromo opadających do morza, zielonych gajów
oliwnych, uginających się pod ciężarem własnych owoców, drzewek pomarańczowych i cytrynowych, czerwonych maków, elektrowni wiatrowych królujących na szczytach gór, czy maluteńkich
wioseczek tkwiących gdzieś w oddali, u dołu, na końcu przerażających przepaści.
Pomiędzy wioskami Kefali i Vathi odbijamy gwałtownie w prawo i zjeżdżamy w dół. Cieszymy się ponieważ za chwilkę czeka nas pauza i krótkie zwiedzanie Monastyru Chrissoskalitissa. Parkujemy. Mój błędnik oszalał i choć opuściłem samochód, cały czas wydaje mi się, jakbym siedział za kierownicą:) Jak udało nam się wcześniej przeczytać, na stronie www.crete.pl, z klasztorem tym związana jest legenda. Mówi ona, iż jeden ze stopni wiodących do wrót tej budowli wykonany jest ze złota. Stopień ten mogą dojrzeć jedynie ludzie bezgrzeszni... Pewnie już się domyślacie... Mi się nie udało:)
Powoli dojeżdżamy do Elafonisi. Przepiękną nadmorską trasę kończy krótki, szutrowy odcinek oraz parking, poprzecinany miejscami, skromną, spaloną w promieniach słońca roślinnością. Widać wyraźną walkę o każdy, nawet lekko zacieniony skrawek ziemi:) Stawiamy Pandę pod drzewkiem i ruszamy dalej, w kierunku plaży. Piasek topi się pod stopami, chcąc za wszelką cenę spalić podeszwy w naszym obuwiu. Panuje koszmarny upał! Kilka godzin później okazuje się, iż balsam do opalania z filtrem 50, nie był w stanie oprzeć się bardzo mocno operującemu tego dnia słońcu, nie mówiąc o naszej skórze.
Pomiędzy wioskami Kefali i Vathi odbijamy gwałtownie w prawo i zjeżdżamy w dół. Cieszymy się ponieważ za chwilkę czeka nas pauza i krótkie zwiedzanie Monastyru Chrissoskalitissa. Parkujemy. Mój błędnik oszalał i choć opuściłem samochód, cały czas wydaje mi się, jakbym siedział za kierownicą:) Jak udało nam się wcześniej przeczytać, na stronie www.crete.pl, z klasztorem tym związana jest legenda. Mówi ona, iż jeden ze stopni wiodących do wrót tej budowli wykonany jest ze złota. Stopień ten mogą dojrzeć jedynie ludzie bezgrzeszni... Pewnie już się domyślacie... Mi się nie udało:)
Powoli dojeżdżamy do Elafonisi. Przepiękną nadmorską trasę kończy krótki, szutrowy odcinek oraz parking, poprzecinany miejscami, skromną, spaloną w promieniach słońca roślinnością. Widać wyraźną walkę o każdy, nawet lekko zacieniony skrawek ziemi:) Stawiamy Pandę pod drzewkiem i ruszamy dalej, w kierunku plaży. Piasek topi się pod stopami, chcąc za wszelką cenę spalić podeszwy w naszym obuwiu. Panuje koszmarny upał! Kilka godzin później okazuje się, iż balsam do opalania z filtrem 50, nie był w stanie oprzeć się bardzo mocno operującemu tego dnia słońcu, nie mówiąc o naszej skórze.
Jak donosi Wikipedia: "Elafonisi (Elafonissi, Elafonissos) – niewielka wyspa położona tuż przy południowo-zachodnim brzegu Krety w prefekturze Chania. Na wyspę można dostać się pieszo przez otaczającą wyspę płytką lagunę. Sama wyspa jest obiektem o unikatowych walorach
przyrodniczych i została wpisana na listę Natura 2000 jako
jedno z najcenniejszych przyrodniczo miejsc w Europie. Na Elafonisi znajduje się plaża z charakterystycznym różowym piaskiem, uważana za jedną z najpiękniejszych plaż Europy. Z różowym kolorem piasku na wyspie wiąże się legenda, według której w Wielką Sobotę 24 kwietnia 1824 roku oddziały tureckie pod wodzą Ibrahima brutalnie wymordowały szukających tu schronienia 600 kobiet i dzieci – plaża spłynęła krwią i od tego czasu niegdyś zwykły piasek ma kolor różowy. Na wyspie spotkać można szereg endemicznych gatunków roślin i zwierząt (m.in. żółwie morskie)".
Po kilkugodzinnym chilloucie, pływaniu, spacerowaniu, wykonaniu dziesiątek zdjęć (okupionych ranami stóp i poparzeniem ramion), wyruszamy w drogę powrotną. Pierwsza część trasy wiedzie ponownie do wioseczek Vathi i Kefali (inaczej się nie da). Aby urozmaicić zwiedzanie - poznawanie Krety, udajemy się w kierunku północnym inną drogą (Elos, Topolia, Voulgaro, Potamida, Kaloudiana). Jak się okazuje pod koniec tego pięknego dnia, jest to wybór nie do końca trafiony. Zaledwie kilka, może kilkanaście kilometrów dzieli nas od głównej drogi Krety - krajówki E65 i naszej bazy wypadowej w Kissamos. Okazuje się jednak, iż końcowy odcinek drogi został wyłączona z ruchu, z powodu spadających na jezdnię gigantycznych bloków skalnych... Wracamy na południe, do znanego nam już rozdroża (Kefali), by stamtąd..., udać się w kierunku północnym, trasą nadmorska, tą którą przemierzaliśmy w godzinach przedpołudniowych... I tak około 150 km po jednej z najbardziej krętych, wąskich, wymagających od kierowcy cierpliwości, opanowania i nie lada umiejętności, tras widokowo-turystycznych...
Kiedy zjeżdżamy do Kissamos panuje już głęboka noc. Na nasze szczęście kilka tawern jest jeszcze otwartych i mamy gdzie się posilić. Jestem wykończony, szybko zasypiam... Jednakże, po przebyciu niezliczonej ilości zakrętów i wzniesień, nie łatwo "udobruchać" błędnik... Jedynka, dwójka, trójka, redukcja, dwójka, trójka, jedynka... I tak całą noc, do rana, przez sen:) Ale warto było!
Kiedy zjeżdżamy do Kissamos panuje już głęboka noc. Na nasze szczęście kilka tawern jest jeszcze otwartych i mamy gdzie się posilić. Jestem wykończony, szybko zasypiam... Jednakże, po przebyciu niezliczonej ilości zakrętów i wzniesień, nie łatwo "udobruchać" błędnik... Jedynka, dwójka, trójka, redukcja, dwójka, trójka, jedynka... I tak całą noc, do rana, przez sen:) Ale warto było!
Google Maps - Propozycja dwóch tras: